czwartek, 13 sierpnia 2009

Z życia stopki redakcyjnej



W pokoju, którego ściany wybielone są do anielskiej białości, aby każdy z wchodzących do niego gości nie wątpił w moralną czystość jego właściciela, zhańbiony staniem na podłodze, smutnie okurzony, a gdzieniegdzie bezczelnie pokryty zaciekami zaschłej już od dawna kawy, egzystuje biernie telewizor - pudło z uroczą azjatycką diodą u dołu wydającą - nocy na pożarcie - delikatny czerwony pomruk świetlny. Odbiornik od dawna już nie wywyższony cokołem meblościanki, zagnany pod okno, kopany - niby to przypadkiem - podczas rytualnego odsłaniania i zasłaniania żaluzji, ożył dziś łaskawym gestem swojego pana, który go kliknął w wielki czarny przycisk sugerujący nowe lepsze życie.

Soczysty prąd pognał wprost z gniazdka w jego stare przewody, z wnętrza dobył się przeciągły pisk i już po chwili ekran dumnie rozsypywał po całym pokoju obrazy, strzelał nimi w łóżko,
w moją ogłupiałą twarz na poduszce, w kuwetę kota, w ogłupiały kota pysk.

Nagle coś jebnęło, dym wyciekł mu z głośników. Nie dziw - tak to się właśnie miało skończyć.
Ze starcia układu scalone z płynem do mycia naczyń Ludwik - zwycięsko wyszedł Ludwik. Wyszedłem z za barykady spiętrzonych jedna na drugiej poduszek, otrzepałem się
z nieistniejącego pyłu i na chwilę się zamyśliłem - zostały jeszcze dwa: w kuchni i sypialni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz